poniedziałek, 9 listopada 2015

The Autumn in Cotteridge

Dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę, że chwilkę mnie tu nie było. Ale tyle się działo - zmiany, zmiany... Duże zmiany. Wyjechałam za morze, co wyszło mi na dobre. Mieszkam w malutkim domku, na peryferiach dużego miasta, a jednak na wsi. Park za płotem to najpiękniejsze miejsce, wiewiórki przychodzą mi pod same okna, dziecko ma frajdę. Tyle, że  inne takie, niż nasze. Za to ludzie są bardzo mili i pomocni.
Generalnie wszystko jest inne - chleb, ziemniaki, język. Najbardziej brakuje mi jednak naszych buraków bo barszcz na tutejszych nie ma smaku :)

Jak tylko się urządziłam, wracam do tego co lubię.  Rozpakowałam wszystko, co potrzebne i zaczynam działać. 





Today I realized I've not been here for a while. But it has happened a lot - changes, changes... Huge changes. I moved across the sea what was all to the good to me. I live in small house, in the suburbs of big city - but in the village in fact. The park is just behind the fence - it's the most beautiful place here. Squirrels come directly up to my windows, kid is happy. But everything seems different, not like ours... It;s good to know that people here are very nice and helpful. It helps to set up in completely new place.
In general everything is different - bread, potatoes, language. I miss the most polish beetroots because a borsch made of local ones has a completely different taste.

As soon as set up I came back to what I liked. I unpacked everything what is needed and I started acting.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz